Animated Rainbow Nyan Cat

niedziela, 20 marca 2016

Coś Nowego - Część 7

Było fajnie, ale nie wiedziałam co czeka mnie później. Gdybym wiedziała, nie zgodziła bym się na taki pomysł, a co najważniejsze - nawet nie wymyślałabym nawet go. Żałuję, że go przedstawiłam.
Siedziałam z Johnny w jego biurze, znaczy on siedział a ja leżałam. 
- Nudzę się, zróbmy coś.. - mówiłam znudzona.
- Anja, nie teraz. Mam trochę do roboty. - powiedział Johnny, nawet nie patrząc na mnie.
- No dobra.. Idę zaczerpnąć świeżego powietrza. - powiedziała oburzona.
*Odkąd mnie pocałował, czyli odkąd zostaliśmy parą - ciągle jest czymś zajęty.. Czuję się teraz taka zaniedbana.. * Zanurzyłam się w moich myślach, i zamknęłam oczy. Wtedy usłyszałam czyjeś kroki, nie zdążyłam się obrócić i zostałam ogłuszona. Niestety, nie widziałam twarzy. 
Obudziłam się w ciemnym pokoju. Po chwili odezwał się głos.
- Więc lubisz bawić się na koszt innych? 
- Kim jesteś?
- Jestem osobą, którą oczerniłaś.
- ... - chyba wiedziałam o co chodziło. Chodziło o te podszywanie się pod Vice Kingów.
- Chodzi ci o zniszczenie statuy? 
- O wszystko co zrobiłaś razem z tym Johnnym. 
- Pokaż się, a nie gadasz do mnie, mam już dosyć rozmawiania z cieniem.
Nagle wszystkie światła zapaliły się, potem dopiero poczułam, że byłam przywiązana do krzesła. Pokój był żółty a na ścianie wisiał znak wielkiej żółtej korony. Teraz już wiem gdzie byłam. To była siedziba Vice Kingów. 
- A gdzie twój kochany chłoptaś?
Pierwszy raz coś mnie zabolało, ale tak od wewnątrz.

- Na pewno, już zbiera gang i tu przyjdzie! A kiedy tu przyjdzie.. Twoja siedziba i gang.. Będą tylko garstką nic nie znaczących popiołów. - nie wytrzymałam.
- Od kiedy to masz taki ostry charakter?
- A co Cię to obchodzi? - zapytałam.
Szef Vice Kingów mi nie odpowiedział. Chodził tylko wokoło mnie, i przyglądał mi się. Zastanawiałam się, gdzie do diabła jest Johnny. Nie wiem, ile czasu minęło od ogłuszenia mnie, do tej chwili. Postanowiłam się zapytać tego gościa.
- Ile czasu już tu jestem?
- Hmm.. Chyba z jakieś 6/5 godzin.
- Nie byłam przytomna tak długo?!
- Moi chłopcy, chyba za mocno Cię potraktowali.. Hehe..
Potem po prostu pękłam. Zaczęłam wrzeszczeć.
- Pomocy! Ratunku! - krzyczałam na gardło.
- Możesz się tak nie drzeć? Moje uszy nie są z diamentu.
- Pomocy! Ratunku!
Przyłożono mi pistolet do głowy.
- Jeszcze jedno słowo, a zdenerwujesz wielkiego Williama, i strzeli Ci w głowę.
Przełknęłam ślinę.
Kto mówi o sobie w 3 osobie?
Postanowiłam już nic nie mówić. 
Ciągle martwiłam się, co z Johnnym. Czemu nikt nie przychodzi? Nagle William podszedł do mnie.
- Spójrz tylko na siebie. Jesteś tu zapakowana - jak prezent. Myślę, że czas Cię otworzyć.
Nie pamiętam co było dalej. Obudziłam się, znowu przywiązana. Ale tym razem nie do krzesła. Musiało to być coś na ścianie. Nagle drzwi z hukiem się otworzyły, i usłyszałam huk. To byli Święci. Przyszli mnie ocalić. Ale co z Johnnym? Gdzie on jest? 
- No brawo, Święci. Nawet nie trafiliście. 
Nagle z grupki Świętych wyłonił się Johnny. Byłam w 7 niebie. Nagle znowu rozległ się huk. To Johnny strzelił. 
Trafił w ramię Williama. 
Nagle, poczułam czyiś dotyk.
- Jeden krok, panie Gat, i po niej. 
Przyłożono mi nóż do gardła. 
Johnny potem zniknął. 
Poczułam jak jego ręce mnie puszczają. 
To Johnny zakradł się od tyłu, i zabił go. Szybko uciekłam od tego psychola.
Ale nie uciekłam daleko. Okazało się, że z moją nogą jest coś nie tak. 
Upadłam, a Johnny do mnie podszedł. Nic nie powiedział tylko podniósł mnie, i znowu - jak wtedy kiedy wracaliśmy od mojej cioci. 
Wreszcie poczułam bezpieczeństwo.
Z jego strony.
Jednak na krótko..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz